Ciekawe do przemyślenia!
Założę się, że jest tam mnóstwo ludzi z imionami z LOTR.
Elanor czy Melian, na przykład, przeleciałyby głównie pod radarem jako warianty znanych imion. I oczywiście Rose czy Sam są zwykłymi ludzkimi imionami.
Jestem pewna, że ktoś nazwał dziewczynkę Arweną lub Luthien, a chłopca Aragornem. Galadriela prawdopodobnie nie byłaby dobrym pomysłem – to cztery sylaby i raczej wielkie, i nieuchronnie stałoby się „Gabby”. Goldberry byłoby zabawne; nieuchronnie stałoby się „Goldie”, co nie byłoby złą rzeczą.
Eomer i Eowyn wypadliby nieco celtycko lub germańsko, ale nadal czytałoby się gładko, gdybyś nie znała lore. Może Beorn, Brandir, Turin, albo Beren też by się nadali? Wydaje mi się, że Freda i Morwena to już „prawdziwie ludzkie” imiona w niektórych kulturach. Hurin mógłby być trochę niezręczny.
Thorin, Fili, i Kili byłyby łatwe do wymówienia i „przeliterowania”, i po prostu wydawałyby się nieco skandynawskie dla ludzi, którzy nie są w LOTR. Jednakże Fili i Kili to bardzo krótkie imiona i ludzie ciągle pytaliby się, jakie są ich „prawdziwe” imiona.
Większość elfich lub gondorskich imion jest trochę zbyt wielosylabowa lub wielka dla ludzi (Elros i Elrond mogliby pracować dla bliźniaków, chociaż), a wymowa ciągle byłaby pomieszana. Celeborn, na przykład, jest jednym z krótszych imion, ale większość ludzi błędnie wymówiłaby je „Sell-eh-born” i skończyłoby się na nazywaniu dziecka „Sellie” lub coś w tym stylu.
Faramir, Denethor, Boromir, Theoden, Theodred, itd. są również trochę zbyt wielkie do codziennego użytku. Myślę, że byłoby ciężarem nazwać swoich chłopców Peregrin i Meriadoc i nazwać ich Pippin i Merry…